Siedząc na parapecie w sali na pierwszym piętrze gapiłem się na
czarno-biały krajobraz za szybą. Panowała dziwna cisza. Nikt się nie
odzywał. Było zbyt dziwnie, jak na tak energiczną klasę.. Krople deszczu
stukające o rynny i okna nadawały nowy rytm. Uśmiechnąłem się pod nosem
i zamknąłem oczy. Wsłuchałem się w piękną harmonię dźwięku. To było coś
niepowtarzalnego. To co dawała natura, to najpiękniejsza muzyka, jaką
mógłbym sobie wymarzyć.. Nagle zostałem wyrwany z własnego świata, przez
krzyk nauczycielki.
- Spokój! Cisza mówię! - krzyczała. Odwróciłem głowę na grupę moich
rówieśników. Tylko mi się zdawało, że milczą. Tak na prawdę każdy
przekrzykiwał się wzajemnie. Nie dość, że ta mała wrzeszczy, to jeszcze
oni. Zeskoczyłem z parapetu i usiadłem przed pianinem. Nagle wszyscy
zamilkli. Tak na prawdę. Zacząłem grać muzykę, którą podarowała mi przed
sekundą natura.
Po skończeniu krótkiego utworu podniosłem się i podziękowałem klasie za
lekcje. Nie czekając na to, co powie nauczycielka po prostu wyszedłem z
klasy i udałem się na dół. Mimo tego, że nigdy nie umiałem oderwać się
od pianina, to jakaś siła teraz dała rade.
- Cholerny brzdąc.. - mruknąłem i zbiegłem po schodach w dół. na
szczęście znalazłem ją. Blondynka zdyszana wiać było, że zaprzyjaźniła
się z nowymi kolegami i koleżanką. Bez słowa wszedłem do ich klasy,
złapałem dziewczynę za ramię i wyprowadziłem.
<Sawako? Co teraz będzie?! :O >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz